Zakładki

środa, 11 stycznia 2017

11 STYCZNIA - czyli czas wciąż leci.


Czas leci, przemija, a my nawet nie zauważamy kiedy. W życiu każdy ma przełomowy moment, w którym może zmienić wszystko. Co jeżeli kiedyś go przegapię? Co jeżeli kolejny raz zamknę się w sobie? Czy ludzie, jak wtedy - nie zauważali by tego? Czy płakałabym nocami? Próbowała czegoś, czego nie powinnam?

Serio, pierwsze co teraz przychodzi mi na myśl, aby się opisać to ,,zagubiona''. Po tym jak wczoraj bez problemu dowiedziałam się jak widzą mnie ludzie, a właściwie jedna dokładna osoba - nie wiem nawet co robić. Właściwie, najchętniej bym płakała, ale nie potrafię. Nie ważne jak się staram, to także mi nie idzie.

Od czasu, gdy pozostał mi tydzień do świąt, a ja nie miałam praktycznie niczego przygotowanego ciągle jestem przygnębiona. No dobra, nie ciągle, ale przez większy czas, zwłaszcza, gdy zostaję sama, nie muszę udawać. Mam wtedy więcej czasu na przemyślenia. Teraz muszę wreszcie rozgryźć kim jestem, a podobno wiedziałam. Najwyraźniej już wtedy nie miałam racji. Sylwester w końcu wyszedł mi wspaniale, ale dopiero na końcu pewne osoby mi go uratowały. Co gdyby to się nie stało? Kiedy miałabym właściwie czas, aby się rozerwać? Poczuć szczęśliwą? Wolną?

Boli mnie wiele rzeczy, ale przede wszystkim to, że nie zawsze wszystko idzie z moją myślą. Najgorsze są te starania wraz z ślepą nadzieją na poprawę, To wszystko wraca, często nawet ze zdwojoną siłą. Wiem, że nie będzie tak jak kiedyś. Dużo się zmieniło, sama ja także.Dlaczego nie płaczę? Dlaczego reaguję, tak jak reagowałam wtedy? Co znowu zepsułam? Kiedy to zrobiłam?

Może faktycznie żyję w swoim świecie, jestem samolubna, bez zrozumienia, podczas gdy zawsze sądziłam inaczej. Pieprzona ignorantka, idiotka, gorsza. Oprócz tego pierwszego, to wiedziałam już od dziecka. Niedawno tak pewnie mówiłam ,,nie wrócę do tego''. Pewność znikła, do czegokolwiek. Nie wiem w co mogę wierzyć. Znowu mam ochotę zamknąć się, odciąć od wszystkich. Wiem, że to złe. Brnę w to z tą wiedzą. Cierpię, ale jestem spokojna. W jakąkolwiek stronę idę - zawsze złą. Czasem zastanawiam się czy ta ,,dobra'' strona w ogóle istnieje. Może to zwykły wymysł, jakich wiele.

Teraz nie wiem.
Jestem zwyczajnie
Z A G U B I O N A.

wtorek, 3 stycznia 2017

,,ROK 2017'' - początek odmiany.

Tak właśnie zleciał rok dwutysięczny szesnasty, z chęcią zastąpiony dwutysięcznym siedemnastym. Może to dziwnie zabrzmi, ale ulżyło mi. Ostatni miesiąc tamtego roku był dla mnie przymuszaniem się, smutkiem. Często nawet nie wiedziałam dlaczego miałam tak zjebany humor. Zauważyłam, że nie tylko dla mnie ten rok był taki chujowy. Niektóre directioners żartują nawet, iż jest to przez zapomnienie Harry'ego o ,,It's'' na początku twitta, oznajmiającego o rozpoczęciu się nowego roku.
 To dość śmieszne przypuszczenie, ale kto wie, kto wie. Oczywiście, nie skreślam wszystkiego co zdarzyło się wciągu tego roku. Wręcz przeciwnie, było wiele pozytywnych wspomnień co do niego, takich jak np. dołączenie do zespołu wokalnego. Wystąpiłam na moim pierwszym koncercie. Nie ważne, że byłam właściwie tylko chórkami oraz nie miałam żadnej solówki. To, że jaka pierwsza wychodziłam pokazując nasz zespół. Poprawienie się moich ocen, czy chociażby postęp jeśli chodzi o własną samoocenę, a przede wszystkim koniec tego depresyjnego czasu w moim życiu.
To nie tak, że ten rok był jakoś specjalnie zły. Zwyczajnie nie wyróżniał się, albo to ja nie zauważyłam, aby wyróżniał się czymś specjalnym. Wydaje się być jak za mgłą. Wiem, że jest, ale nie do końca wiem czym tak naprawdę jest.
Co do początku roku dwutysięcznego siedemnastego, bo o tym miał być przecież post, nie było źle. Było wręcz wspaniale, w porównaniu do tego czego się spodziewałam. Teraz także mam bardzo dobry humor, choć był taki moment, w którym musiałam błagać samą siebie, aby się nie rozpłakać. To nie tak, że byłam smutna, no dobrze, może trochę, jednak przede wszystkim przezwyciężył wśród tego gniew. Przegapiliśmy fajerwerki, takie małe nieznaczące bzdety, a tak o to poszło. Zimne ognie się nie rozpaliły, my nie mogłyśmy zobaczyć tych wkurzających, głośnych i wybuchających światełek. Na początek roku krzyczeliśmy chyba najwięcej. Ja, wraz z siostrą zadzwoniłyśmy do rodziców jak to bardzo ,,babcia nam je zjebała''. Byłam załamana tym obrotem spraw. Dlaczego właściwie jestem tak szczęśliwa? Dlatego, bo dopiero potem pewne osoby ,,naprawiły'' nam sylwestra. No dobra, prawie nie spalili nam także drzewa i kawałka trawy, ale to nie jest naprawdę ważne. To było super miłe, chociaż wiem, że gdyby nie moja wspaniała kuzynka spędziłabym sylwestra płacząc. Dlaczego płacząc? Bo miałam z babcią niesamowite sprzeczki, a ja gdy mocniej się zdenerwuje zaczynam płakać.

Tak właśnie rozpoczął nam się rok, początek był dosyć stresujący oraz smutny, jednak dalsza część to wszystko przysłoniła.

Jak będzie dalej? To okaże się z czasem.