Zakładki

niedziela, 29 października 2017

Słowa - 29.10

Na co dzień widzę was. Wszystkich. Mijam na ulicy, korytarzach szkolnych czy przy schodach. Was wszystkich i wasze fałszywe twarze. Z fałszywymi uśmiechami, fałszywym zainteresowaniem. Wszyscy gramy, w tych czasach osoba twierdząca, że nie potrafi ,,grać" kłamie. Pytajcie ,,dlaczego", a ja zastanawiam się czy naprawdę nie wiecie czy może chcecie wmówić sobie, że to inni. Kłamię, jak wy. Pisałam już o tym, ja kłamię. Nie wiem czy po to, abym ja miała lepiej czy wy. To wy mnie niszczycie. Jesteście jednym z czynników, a jednak udajecie, że nic się nie dzieje. Czy sądzicie, że to minie? Ale jak ma minąć skoro jest coraz gorzej? Ostre słowa bolą.
,,Ty naprawdę sądzisz, że na cokolwiek zasługujesz?"
Nie, nie sądzę.
,,Nie widzę w tobie osoby, która cokolwiek osiągnie. Pierwszy raz szczerze i z pewnością mogę stwierdzić, że mnie zawiodłaś"
Ja również jestem na sobie zawiedziona. Ja również się tak nie widzę, tato.
,,Jeśli tylko będę chciał mogę zniszczyć ci życie, ale nie chcesz tego"
A co robisz teraz? Ułatwiasz je krzykiem? Czy podejdziesz i przytulić czy może znów będziesz sprawiać, że będę obrzydzona swoją osobą? Czy znowu sprawisz, że będę się bała? Że nad sobą nie zapanujesz?
Wywołujesz u mnie słone łzy, ale mam doświadczenie we wstrzymywaniu ich. Dasz radę powiedzieć mi, że mnie kochasz czy straciłeś te uczucia? A co ja czuję? Ja nie wiem co ja czuję, to chyba tu jestem problem. Bo te cholerne ,,kocham Cię" teraz wydaje się wymuszone i sztuczne. Każesz mi żyć, lecz nie ułatwiasz mi życia. Mówisz, że to ze mną zawsze jest problem. Ale spójrz mi w oczy, pełne zwykłego zranienia. Czy to ja robię tutaj źle czy może ty wraz ze swoimi wykładami i próbami uprzykrzenia mi życia? A co jeśli kiedyś tego życia zabraknie? Ucieszysz się czy zapłaczesz tak jak ja płaczę wraz z waszymi słowami?

piątek, 20 października 2017

Dzień po dniu - 20.10

Nie mogę wytrzymać mojej nienawiści. Do mnie i do innych. Wydaje się jakby było źle, ale zawsze. Dzień w dzień. Nie nadążam, wyłączam się. Po prostu życie przelatuje mi powoli przez palce, a przecież żadnej chwili nie da się ,,powtórzyć". Pamiętam jak byłam mała. Mama starała się jakoś zaspokoić moje zachcianki, ale nic mi nie pasowało. Potem po prostu zdenerwowana wychodziła, a ja zauważałam jak dobrze chciała oraz co straciłam. Mimo mojego przekonywania jej i tak była nie ugięta. Traciłam szansę. A potem wpadałam w płacz, co chyba zostało mi do teraz. Prosty przykład. Nie chcę wyjść, źle czuję się z ludźmi, nie umiem. Ale potem widzę jak dobrze się bawili. Albo zdaję sobie sprawę, że znów zostałam sama. Wpadam w panikę - płaczę.

Wiele osób boi się samotności. Ja nie dość, że boję się tego boję się również czasu. Co ciekawe ten strach ma w sobie wiele z tych innych. Boję się czegoś, co będzie nieodwracalne. Boję się porażek i śmierci. Nawet samej siebie, bo nie. Nie jestem racjonalna. Ja nie jestem nawet normalna.
,,Nie szkodzi, raz nie poszłaś, bo miałaś zły humor" dobra wymówka, nie?
Problem z tym, że bez zmuszenia się nie wyjdę nigdy, wciąż tracąc czas, a potem tego żałując. Bo teraz nigdy nie mam tego ,,dobrego humoru" czy nawet głupiej chęci. Czuję się czasem jak wyssana z bycia czymś, kimś, czymkolwiek. Nie potrafię martwić się zwykłymi, przyziemnymi rzeczami jak inni. Nie interesują mnie rozmowy z rówieśnikami, których widzę na co dzień. Nie potrafię uśmiechać się tak szczerze jak powinnam ani cieszyć zwykłymi, ale przyjemnymi chwilami. Myślę, cały czas. Mój mózg nie chce dać mi nawet chwili westchnienia, a mnie to męczy.

czwartek, 19 października 2017

Kłamię - 19.10

Kłamię. Niczym każdy człowiek. Patrzę ci w oczy, a następnie mówię. Spokojnie i powoli, utrzymując kontakt wzrokowy. Kłamię. I to nie raz, ale tylko gdy mam do tego powód. To zabawne, wiedząc o własnej hipokryzji. Nie cierpię, gdy ktoś kłamie. Powtarzam, że wolę nawet najbrutalniejszą prawdę - to też właściwie kłamstwo. Bo nie raz boję się prawdy, która może zaszokować. Ale i zranić, a ja przecież mam dość zranień. Mimo to dążę, bo chcę wiedzieć jak źle jest. A może jak dobrze? Dążę z faktem ze świadomością, że inaczej nie dałoby mi to spokoju.

A potem dowiaduję się, często pomimo wcześniejszego domyślania się. To jak nagłe ukłucie gdzieś przy sercu. Zorientowanie się, że hej! Miałaś rację, kolejny zresztą raz. Ktoś pomyślałby, że to dobrze mieć zawsze rację. Teraz przypomnij sobie, że jestem mną. Pesymistką, co jest tutaj słowem ,,klucz". Moje przeczucia rzadko kiedy są dobre - ale o tym jeszcze nie. Wracając, ta świadomość, że jednak miałam rację boli. Bo domyślałam się najprawdopodobniej jednej z najgorszych opcji.
Bo to ja.
Nie oszukując się, taki trudny i zawiły człowieczek. Zepsuty, to już nawet stwierdziłam. Ale dlaczego kłamię? Często brak mi odwagi. To zabawne, naprawdę. Wiedzieć, że osoba przez którą miałaś ochotę sobie coś zrobić pyta:
,,Dlaczego to zrobiłaś?"
A ty odpowiadasz:
,,Po prostu zły dzień"

A ona nie wie, że to kolejny z twoich stanów, do tego zapoczątkowany przez jej własną osobę. Martwi się i docieka, ale ty wciąż się upierasz. W końcu zaczyna wierzyć. W kolejne kłamstwo z moich ust.

czwartek, 12 października 2017

PECH - 12.10

Mam wrażenie, że mam zwykłego pecha. Jakby to jak się urodziłam było trochę nieudane. Jakby to jak żyłam było tylko gorsze. Jakbym zawaliła ja, ewentualnie geny. Spójrzmy w oczy. Chcę stać na scenie, chcę śpiewać. Chcę spełniać marzenia, być dumną i podziwianą przez tych, którzy we mnie nie wierzyli. Ale mam wrażenie jakby wygląd potrafił psuć wszystko. Grać można zawsze, można udawać, że ja to nie ja, a kto inny. Problem pod względem urody jest taki, że tu wiele nie możesz zmienić naturalnie. Masz za duży nos? Operacja! Niepasujący ci kolor włosów, który bardziej oszpeca niż poprawia cokolwiek? To już farbowanie! A jak masz trądzik to masz ogólnie przejebane, tego się operacją nie pozbędziesz, a jeśli będziesz bawić się w kosmetologię - możesz to bardziej rozprowadzić, bądź po prostu nie dasz sobie rady. Wychodzisz źle na każdym zdjęciu zrobionym dla ciebie przez innych? Chuj! Tu również zrobisz tyle co nic, mimo że starań może być wiele.

Czasem mam ochotę urodzić się z twarzą kogo innego, tak szczerze. Abym nie musiała bać się każdego zdjęcia robionego mi przez osobę, która nie jest mną. Abym cieszyła się własnym wyglądem i dumnie kroczyła przez życie bez kompleksów. Abym intrygowała, zaciekawiała oraz zachwycała, była uważana za ,,kogoś", a nie ,,coś". W tym problem, że nawet jeśli starałam się wiele i długo - wciąż mam wrażenie jakby to zwyczajnie niczego nie pomagało. Znów psuję, bądź moje próby nie dają jakiegokolwiek skutku. Wracając, scena. To jej chcę jak i ludzi. Spełnienia, szczęścia. Patrzę na gwiazdy i praktycznie każda z tych najsławniejszych jest śliczna, wyróżniająca się. A co jeśli ja wyróżniam się, ale nie do końca pod dobrym względem? Jestem zmęczona bycia niewystarczającą pod każdym względem. Nigdzie nie jestem w pełni ,,dobra". Nie mogę nazwać się tak z pewnością, bo jej nie mam. To chujowe uczucie, gdy widzisz jak to, co robisz nie ma sensu, a przecież i tak nad twoją przyszłością może zadecydować coś co nawet nie jest twoją decyzją.

Znalezione obrazy dla zapytania i want to be pretty tumblr

piątek, 6 października 2017

W BIEGU - 07.10

Życie składa się ze zmian. To przecież zabawne w związku z tym jak wiele osób ich nie lubi. Mimo tego wciąż są - te lepsze czy te gorsze. Ryzyko, również ważny czynnik wpływający na nie. Nigdy nie wiemy co będzie jutro czy za tydzień, dwa, miesiąc, rok. Przecież przez jedną idiotyczną decyzje tak wiele potrafimy zjebać. Ale są także takie ryzyka, których podejmowania się nie boimy. Bądź boimy, ale i tak przecież się ich podejmujemy. Dlaczego? Jakiś czas temu doświadczyłam odczucia. Takiego zwykłego przeczucia typu ,,wraz z tym faktem wiele się zmieni". Wiele zyskam lub stracę. Ale wiecie co? Coś kazało mi podjąć te ryzyko. Coś kazało mi próbować mimo tak wielkiego strachu. A wiecie co jest lepsze? Bo teraz ani trochę tego nie żałuję. Fakt, zmieniło się wiele. Nie zaprzeczę, są wielkie plusy, również wielkie minusy.

Wśród tego poczułam, że znalazłam przyjaciół. Tak kochanych, że można by się o nich bić i zamierzam to robić. Takie osóbki, do których faktycznie można zwrócić się w każdej chwili. Dzwonić po nocy, płacząc czy obgadując razem jakąś sukę. Żartując, próbując, planując. Wśród tego jest również strach. Bo były pewne momenty w moim życiu, które uważałam za idealne. Jednak to nie były nawet dni. Takie zwykłe parę minut, gdy czujesz szczęście, ale przecież właśnie one musi za chwilę znów uciekać. Zauważyłam, że póki co moje życie polega na biegu. Nie jestem pewna nawet do końca za czym. Nie wiem czy to szczęście, wspomnienia, marzenia, ale biegnę, a gdy już coś złapię - wyślizguje mi się to z rąk. Więc tak, bez problemu mogę stwierdzić, że boję się jak cholera.

Bo nie wiem co będzie dalej. Lepiej czy gorzej. Aktualnie dochodzi jeszcze sprawa czy w ogóle nastąpi te ,,dalej". Czy może wycofam się jeszcze przed nim.

niedziela, 1 października 2017

IGNORACJA. SZCZĘŚCIA, A RADOŚĆ - 01.10

Bo jestem w klatce to szczęścia nie potrafię do końca zaznać. Człowiek, mówiący o szczęściu i radości jako o synonimach musiał być idiotą. Radość, to to przez co uśmiechamy się przez chwilę. Chwila spowodowana inną chwilą. Jak zwykłe zjedzenie naszej ulubionej potrawy, maraton filmów, skończenie pracy domowej czy zrobienie czegoś najzwyczajniej miłego. To jest radość. Ma ją praktycznie każdy. Ale skoro tak czym różni się szczęście? Szczęście odczuwamy w tych momentach, gdy nie chodzi nam o chwilę, a ogół. Kumulacje przyjaźni, miłości, marzeń czy celów. To wszystko plus chwila odpoczynku, a my czując się zwyczajnie nam się udaje czy udało - potrafimy powiedzieć, że mamy te szczęście. Właśnie te na które czekam ja.

Skoro lecimy z definicjami to czym jest klatka, która tak bardzo przeszkadza? Łatwo się domyślając, są to ograniczenia. Jednak nie takie, które przeszkadzają nam w radości, a szczęściu. Ja sama jestem swoim ograniczeniem czyli jednocześnie to porównywalne jest do zamykania się gdziekolwiek samemu. Oraz moje stany, moje myśli, moje plany. To właśnie przytrzymuje mnie i nie chce puścić. Czasem jak wspomniałam kiedyś wyobrażam sobie jakiegoś potwora. Który śmieje się ze mnie bezkarnie, patrząc jak się zapadam. Klucz w dół, kolejna klatka nas w sobie zamyka. Jesteśmy coraz dalej życia, szczęścia. Czasem jednak to inny nas tam zamykają. Wmawiając, że to dla naszego dobra, bądź że nie mamy wyboru. Czasem można by również stwierdzić, że dzieje się to z również naszej winy, jednak robimy to już nie do końca świadomie. Mnie zamyka wiele czynników. Nieudane plany - kłódka. Brak motywacji - kłódka. Nie pewność czy mamy jakichkolwiek przyjaciół - kłódka. Strach - kłódka. Nieudane próby stawiania się - kłódka. Może to wszystko dzieje się z jakiś przyczyn.

Ignorancja ludzka działa na zasadzie braku rozróżniania tych dwóch fraz i odczuć. Mówią, że jesteś moim szczęściem, a jesteś krótką chwilą radości. Sądzą, że uśmiech człowieka wskazuje to jak dobrze jest w jego życiu, gdy kolejny raz to tylko ulotne minuty wśród godzin nieszczęścia.  Ludzie również wyciągają zbyt pochopne wnioski. Radość = szczęście. Jak mogłoby być inaczej? On płacze - musiało stać się coś strasznego. A co jeżeli płacze tylko z powodu bezsilności? Bądź tego wszystkiego? A może zwyczajnie coś sprowokowało go do myślenia po prostu o życiu wymuszając u niego łzy? Skąd możesz wiedzieć czy to nie powtarza się, gdy nagle znika? Skoro nawet cię to nie interesuje - dlaczego zaczyna dopiero, gdy pokazuje światłu dziennemu, że nie, nie jest okej?

A więc droga osobo, zapamiętaj raz na zawsze. Nie śmiej się z tego, że ktoś płacze z powodu jedynki w szkole. Bo przecież ta marna jedynka może sprowadzić tej osobie wiele problemów. Wyzwiska, które pojawiają się ciągle zamiast zwykłej próby pomocy czy ból fizyczny.
,,Bo dlaczego powinno się mieć szacunek do tych, którzy niczego nie umieją?"
Myśli stają się głośniejsze, a my zastanawiamy się czy może ci wszyscy nie mają racji. W domu pokazując, że jesteśmy nikim ważnym, w szkole że jesteśmy nienormalni. A poza tym? Co jest poza tym? Głupia jedynka wywołuje strach, że znów powtórzy się to, co wczoraj.
,,Ale ja się starałem!"
Najwyraźniej zbyt mało. Potem następuje następny dzień, a ty znów nakładasz przykrywkę radosnego, a wszyscy zapominają o tym, że coś w ogóle może się dziać. Jak często nakładasz ją ty?


sobota, 19 sierpnia 2017

ZNÓW UPADAM - 19.08

Co jest moim problemem?
Otóż problemem jestem ja i nie, nie próbuj wmówić mi, że jest inaczej.
Słowa innych nie znaczą dla mnie nic, jednocześnie zostawiając na mnie zdecydowanie zbyt duże ślady. Budzę się i wiem, że to będzie po prostu kolejny nie różniący się niczym dzień. Że znów będę się źle czuć. Że moja własna osoba będzie mnie męczyć. Będę czuła się gorzej od innych, czuła się po prostu inna. Ale już nie w tym dobrym sensie.
 Będę chciała coś zmienić, ale nie zmienię nic.
Pojawią się kolejne, nic nie znaczące starania. Może będę płakać, a może złapie mnie impuls. Może coś sobie zrobię, a może nie. Jednak wiem, że nie będzie dobrze. Może być obojętnie, ale nigdy nie będzie dobrze. Męczę się, dzień w dzień, czując, że to nie ma większego sensu. Nie płaczę przez to, to nie tak, że nie chcę. Po prostu chyba przestałam potrafić to robić, bo gdybym to robiła zabrakłoby mi łez. Milczę, zamknięta w pokoju. Chcę wyjść, ale nie ruszam się o krok, przy czym czuję się jak w klatce, ale nawet jak już wyjdę - to nie mija.
To zamknięte kółko.
Śmiesznym jest, gdy ktoś nie chce, abym sobie coś zrobiła. Ale nie rozumie kurwa, nie może rozumieć, skoro nie wie, że to niszczy. Powoli, ale doszczętnie. Z każdym krokiem, czuję większe zmęczenie. Kiedy w końcu padnę? Kiedy dostanę chwilę przerwy?
Upadnę na chłodny grunt, a ty już mnie więcej nie zobaczysz. Spokojnie, po prostu czekaj, tak jak czekam teraz ja

wtorek, 15 sierpnia 2017

PODDAJĘ SIĘ - 15.08

Pamiętasz jak pisałam ci o tych wszystkich wzniesieniach i poprawach? Chęci walki oraz próby pomocy?
To teraz o tym zapomnij, bo się poddaję. Mam dość tego wszystkiego. Siebie oraz prób. Bo te próby nic nie dają. Zgubiłam się bez powrotu, a gdy powrotu nie ma lepiej nie marnować sił na próby ucieczki, a po prostu zdechnąć.
Tak jak zrobię to ja.

wtorek, 1 sierpnia 2017

ROZMOWA POD GWIAZDAMI - 01.08-02.08

Oto jedna z tych nielicznych chwil. Ta, którą wiem, że pamiętać będę długo jak nie do końca życia. Dookoła panuje ciemność, jedyne co świeci to księżyc oraz te małe, błyszczące punkciki na niebie zwane gwiazdami, gdy my wpatrujemy się w nie ze skupieniem. Nawet telefon, który mam przy sobie prawie zawsze jest zwyczajnie wyłączony. Nie patrzę na niego, ciesząc się tym co jest teraz. Zdaję sobie sprawę, że właśnie omija mnie jakaś rozmowa na jednej z moich facebookowych konf. To teraz zwyczajnie nie ważne.
- Widzisz tutaj mały wóz? - pyta spokojnie ojciec, unosząc w górę rękę i dokładnie pokazując coś na niebie. Marszczę brwi, starając się zobaczyć o co mu chodzi. Przez chwilę nie widzę nic szczególnego. To zwyczajne gwiazdy, prawda? Do tego każda rozmazana przez mój pogarszający się wzrok. Po co się w nich czegoś doszukiwać? I wtedy to widzę.
- Tak, tak sądzę znaczy się - odpowiadam, wciąż tężąc wzrok i starając się jakoś sprawdzić czy to na pewno to. - Czy to to? - pytam niczym ojciec unosząc dłoń, a potem wskazując mu położenie tego co zauważyłam.
- Tak, to to - odparł, kiwając głową. Wracamy do zwykłego patrzenia na to pozornie zwyczajnego zjawiska.

- A widzisz te gwiazdy? - znów coś wskazał, tym razem z naszej prawej strony. Trochę nad domkiem. Trochę bełkotał, może coś wypił, ale wiedziałam, że wciąż był w pełni świadomy swoich słów i czynów.
- No chyba widzę - mruknęłam, starając wypatrzeć w tym, któryś z gwiazdozbiorów, które znałam.
- No, ale widzisz? - pyta znów.
- Widzę jakiś trójkąt. Do czego zmierzasz?
- Ale wiesz czym on jest? - rzuca skupiony na tym punkcie, jakby to było coś wspaniałego. Coś co widzi się rzadko, może nawet raz na całe życie.
- Nie, nie wiem, a co? - Marszczę brwi równie skupiona.
- No ja też nie wiem, ale ładnie wygląda
Spoglądam na niego rozbawiona, gdy on już się śmieje. Dołączam tylko do niego za chwilę, a ta może trochę głupawa rozmowa zostaje w mojej pamięci.





- No, ale patrz. Każdy ma swoje poglądy, prawda? - zaczynam dosyć mocno gestykulując rękami, jakiś czas później.
- No tak, ale do czego zmierzasz?
- Niczym wiara czy orientacja. Czy chociażby sprawa zalegalizowania marihuany
Ojciec tylko kiwnął nieznacznie głową, pokazując, abym kontynuowała.
- Lubię o tym rozmawiać. Ale nie z taką babcią, która będzie starała się wpoić tobie swoją rację czy matka, która zaraz stwierdzi, że jestem nienormalna
- A jesteś nienormalna?
- Nie, znaczy nie wiem. To w sumie nawet bardzo prawdopodobne, ale wracając. Lubię osoby, które nie byłyby jak one. Które nie stwierdzałyby, że muszę być jak one albo że jak dorosnę to będę myśleć jak one. Bo jednocześnie mogę być lesbijką innego wyznania
- Nawet jak nią jesteś to nie szkodzi, a z tą inną wiarą byłoby...hm, ciekawie
- Chodzi mi o fakt, że każdy jest inny i nie lubię wrzucania do jednego worka. Każdy ma inne opinię i poglądy. Taka ja mogę na przykład uważać, że marihuana jest do zalegalizowania i mogłam ją palić
- A paliłaś
- Nie
- A zamierzasz?
- Może, najprawdopodbniej
- To widzisz dziecko, ja ci przywiozę tę trawkę i wypalimy ją razem
Zaśmiała się tylko
- Nie o to dokładnie mi chodziło
- No, co? Wstydzisz się palić trawkę ze swoim ojcem?
- Nie, nie. Będziemy ją palić, mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie

Zapada chwila ciszy

Jedna z chwil, gdy jesteśmy tylko my, we dwoje. Bez babci, gadającej o ufo czy matce, która kazałaby mi iść spać. A nad nami niebo, pokryte małymi i błyszczącymi punkcikami. Rozglądamy się, szukając poszczególnych gwiazdozbiorów.
- Ufo! Widzę ufo! Widzicie je? - krzyczy rozradowana babcia - już drugi raz! Patrzcie, widzicie?
Ja z ojcem patrzymy tylko na siebie, starając się nie wyśmiać szczęśliwej staruszki.
- Tak, tak! Widzimy, ale gdzie ono jest?
- No tam! Pokazuję palcem - chyba zapomniała, że jest 10 metrów od nas, a wokół panuje ciemność - widzicie jak szybko leci? A teraz zmienia kierunek! I znów, samolot by tak nie robił
- Wiesz co? Twojej babcia nawet nie potrzeba trawki, chyba, że już coś wypaliła. Nawet bym się nie zdziwił



wtorek, 25 lipca 2017

PORAŻKA - 27.07

Czyżbym zapomniała?
O planach, o blogu, o ocenach i wszystkich moich celach?
Zostawiłam, zepsułam. Nie dokończyłam jak zawsze. Czy to jestem ja?

Porażki - tak śmiem nazwać moje życie, które mimo pewnych chwilowych wzlotów za chwilę znów wpada w dół.
W dół, z którego wychodzę 2, a właściwie prawie trzy lata.
Ty, droga osobo, która to czyta:
Pamiętasz post, w którym sądziłam, że wiem, że coś się zmieni? Że coś się poprawi, a ja dostanę pomoc?

Dostaję ją. I nic. I wciąż nie umiem wyjść z czarnej dziury mojego własnego umysłu.

Dlaczego masz tak małą samoocenę?
Nie wiem.
Dlaczego się tak tym przejmujesz?
Nie wiem.
Dlaczego się niszczysz?
Nie wiem.
Dlaczego chcesz umrzeć?
Nie wiem.
Dlaczego jesteś sobą?
Nie wiem.

Ja sama jestem jedną wielką niewiadomą dla siebie własnej.
Z każdym dniem spadam niżej, a wyjście jest coraz trudniejsze. Skoro wcześniej nie wyszłam to dlaczego mam wyjść teraz? Powoli się męczę. Próbowaniem.

Żyję - bo muszę. Bo boję się przestać.
Niszczę - bo tym jestem kim jestem. Jednym wielkim zniszczeniem dla siebie i innych.








czwartek, 29 czerwca 2017

Jak wyglądają MYŚLI SAMOBÓJCZE - 23:56, 29.06

Nie wiem kim jesteś, ani czym.
Widzę twój uśmiech, słyszę bezgłośny śmiech. Patrzysz mi prosto w załzawione oczy. Czuję cię, ty czujesz mnie.
Oddech, tracę go momentalnie. Płacz, mocniejszy płacz. Ściska mi się gardło, wydaje się również że płuca. Wciąż nie oddycham, nie potrafię. Przestałam potrafić, a może po prostu już nie chciałam.
Śmiejesz się, wciąż. Patrzysz na moje cierpienie.
To tego chcesz? Bawi cię patrzenie na moją powolną, mentalną śmierć? Bawi cię to jak niszczę samą siebie? To jak coraz częściej planuję co zrobić, aby tą śmierć uzyskać, lecz już nie mentalną? Chcę się ciebie po prostu pozbyć, raz na zawsze. Chociaż przez krótką chwilę poczuć się wolną, swobodną. Nie być zamkniętą w klatce.
Zmuszam się, mimo łez i skrzywienia na twarzy. Otwieram szeroko buzię, staram się. Nabieram powietrze ze świstem. Po moich policzkach wciąż spływają zły. Wdech...Wydech...Wdech...Wydech.
Czego ode mnie chcesz?
Śmierci. Twojej śmierci.
Dlaczego?
Nie odpowiada.
Boże. Błagam Cię Boże, nie zostawiaj mnie. Czuję jakby to zło było blisko mnie, gdzie jest Bóg? Czy go tu nie ma? Kolejne wezwanie, słyszy.
Nie chcę tego, nie chcę się zabijać. Nie chcę, prawda? Niech to coś mi tego nie każe. Niech odejdzie.
Słyszysz? Odejdź. Zostaw mnie w spokoju.
Aniele Boże stróżu mój, tym zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy. Stój mi zawsze ku pomocy.
Boże, nie opuszczaj mnie. Pomóż mi z tym walczyć, pomóż mi zrobić coś, aby odeszło. Nie śmiało się więcej z mojej słabości.
Nie zrobię tego, słyszysz?
Nie zrobię.
Będę walczyć.
Odejdź.
Ulga. Odzyskuje oddech, ciężar z klatki piersiowej jakby się zmniejszył. Czuję to, to odeszło. Dało mi spokój. Już nie widzę potwora, który tylko czeka na moją śmierć i kolejny ruch z chorą satysfakcją.
Dziękuję.
Tak bardzo dziękuję.
Nie wracaj. Boże, pomóż mi, aby to więcej nie wracało. Ja nie chcę.

niedziela, 11 czerwca 2017

KIM JESTEM? - 29.04-11.06

Odcięta, izolowana, nienawidzona, irytująca, hipokrytka, gruba, brzydka, idiotka, tępa, pojebana, suka, wredna, za miła, za wysoka, nie taka, za ciężka, natrętna, przemądrzała, depresantka, fałszywa, skryta, za pewna siebie, nieciekawa, histeryczka, słaba, przewrażliwiona, ta nie fajna hah, kabel, wariatka, nie potrafi, zjebana, gorsza, zbyt bardzo się stara, przeciętna, głupia blondi, zła, dziwna, beznadziejna, manipuluje, zbyt dużo krzyczy, jędza, wiedźma, chora, samolubna, lawiruje, święta krowa, dziwka, kurwa, psuje rodzinę, nic od siebie nie daje, nie zasługuje na nic, nic nie osiągnie

                                                                            Ciągle
INNA

,,April, jesteś wartościowa'' - skoro tak, dlaczego reszta ciągle sądzi inaczej? Nawet gdy staram się nie zwracać na to uwagi i chwilę mi to wychodzi. Znów się załamuję, potrzebnie, bądź nie potrzebnie przejmuję. Płaczę, nie ukrywam. A jeśli zniknę? Czy wciąż będę zła?
Zostawię list. Postaram się o nikim nie zapomnieć, choć będzie to niezwykle trudne. Napiszę wszystko to, czego się bałam. Przeproszę i podziękuję. Zostawię, odejdę. Zniknę.
Czy to jest to, co powinnam zrobić?
Możliwe. Skoro cały świat stara się przekonać mnie do mojej beznadziejności, żarty żartami, wszystko jest dobrze.
A wtedy zdajesz sobie sprawę, że może to nie żart. Mają rację?
Uwierz w siebie.
Nie, nie zrobię tego. Wiesz dlaczego? Bo zawsze jak już wierzę to się zawodzę, jest tylko gorzej.
Nie wiem już nawet jak bardzo się tym przejmuje, bo jestem po między smutkiem z tego powodu, a ignorowaniem tego.
To boli. I nie zamierzam nawet kłamać.
Ludzie mówią, mówili i będą to robić, nie przejmować się jest mimo wszystko trudno.

Czuję złość, smutek, zagubienie i zawiedzenie. Opinię ludzi na mój temat są tak cholernie zróżnicowane. Nie wiem kim jestem. Chcę wiedzieć i się zmienić - ale nie umiem.

To ludzkie.
Skoro tak jestem zbyt ludzka i zbyt słaba na życie na tym świecie.
Jeśli chcesz zacząć naprawiać świat zacznij od siebie.
Nie, nie umiem się naprawić. Zbitej szklanki samą siłą woli nie złożyć i nie naprawisz, prawda?

Jestem.
Toksyczna.

Podobno jest hipokrytką, manipuluję ludźmi, znudzam się dość szybko, jestem marudna i momentami wredna.
Może powinnam pomóc im i się wycofać? Sama sobą się wykończyć.

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

POTRZEBUJĘ POMOCY - 03.04

To ten dzień.
Nie wiem czy zmieni on coś w moim życiu czy niczym zniknie i nic nie zmieni niczym zwykłe, rzucone na wiatr słowa.
To dziś postanowiłam, że poszukam pomocy.
Wszystko się przeciąga, mimo upływu lat. Wiedziałam, że potrzebuję pomocy, właściwie nie od dziś. Mimo wszystko odkładałam to na potem, bałam się, były lepsze chwile i sądziłam, że już nie potrzebuję. Teraz widzę, że to niekończące się kółko. Trzeba je przeciąć i pozwolić mi się uwolnić. Lecz bez nożyczek, od środka tego nie rozerwę, ja mogę za to bardzo pomóc, bo bez pomocy nigdy się stąd nie uwolnię.
Wracając.
Rozmawiałam z mamą. Poprosiłam ją o chociaż popytanie się w sprawie psychologa, nawet nie mówiąc o stałych wizytach, a jednej, kontrolnej wizycie.
Wiem, że jest ze mną źle.
Jakkolwiek się staram, sama przez to nie przejdę.
Chcę, aby mi to w czymś pomogło.
Może wreszcie parę pytań mi się wyjaśni.
Nie powiem, że się nie boję, ale wiem, że od tego nie ucieknę.
Przez około 3 lata ten stan był nasilony, wracał i odchodził niczym fale morskie.
Wciąż wraca. Wiem także, że jeszcze wróci, lecz mimo wszystko może ta wizyta, choć trochę mi pomoże.

piątek, 31 marca 2017

PEWIEN ETAP - 30.03.17r.

Znasz te uczucie?
Gdy wypłakałeś z siebie kilogram łez, zdarłeś własny głos?
Czy w końcu zapadła cisza?
Łez zabrakło, zapanowała tobą nicość?
Brak uczuć innych od bólu.
Pokój zapada w ciszy.
Oddech, niby spokojny, ale co jakiś czas przerywany szlochami i łapczywym szukaniem powietrza.
To ostatni etap.
Nie
Nie
Przypominasz sobie wszystko. Że świat nie jest kolorowy, a dwie sekundy zmieniają wiele rzeczy.
Nie masz czasu na odpoczynek.
Płaczesz.
Znów.

środa, 22 marca 2017

JA NIC NIE WIEM - 22 marca

Drogi internetowy pamiętniczku!
Czuję się źle, nie pewnie i smutno. Tak sądzę, dotychczas wiedziałam chociaż o tym, że nawet w najgorszych chwilach będzie przy mnie jedna osoba. Wiesz co? To ja jestem przy niej bardziej niż ona przy mnie. I nie, nie winię jej za to, jednak w tych niepewnych momentach sądziłam, że ona mimo wszystko jest moją przyjaciółką. Co się zmieniło?
Ma innych, nie twierdzę, że nie jestem zazdrosna. Sądzę, że tak. Wszyscy mają tyle przyjaciół i znajomych, wiedzą kto jest kim, komu ufać, a komu nie.
Drogi pamiętniczku!
Ja nic nie wiem.
Czy to normalne, abym wahała się przy każdej możliwej okazji i w końcu źle wybierając?
W czasie ciemnego czasu w moim życiu to pasja i możliwość zaczęcia od nowa mnie uratowała.
Tęsknie za tym.
Kompletnie, ale to kompletnie nowym etapie życia, poznałam wtedy wiele wspaniałych ludzi - chociaż nie z wszystkimi wciąż utrzymuję kontakt.
Byłam niewiadomą, tajemniczą dziewczyną, której i tak nie można było do końca poznać. Znali moje historię, moje wspomnienia, poglądy. Nie znany wyglądu, wieku, czyli wszystkiego co w prawdziwym wieku może sprawdzić, aby ktoś miał do mnie uprzedzenia.
W ciągu ostatniego roku zmieniło się tak wiele rzeczy, że gdybym musiała to wszystko jakoś opisać - nie umiałabym. To byłoby zbyt chaotyczne i niezrozumiałe.
Żyłam wtedy w innym świecie, pogrążona w samotności i niezrozumieniu przez społeczeństwo. Niektóre szczegóły się nie zmieniły, zmieniłam się ja, moi przyjaciele, niektóre poglądy, zrobiłam wielki krok w przód z opowiadaniami oraz śpiewaniem, po czym zatrzymałam się.
Stoję tutaj. Czy ty wciąż mnie widzisz?
Zaniedbałam. Zaniedbałam wszystko, siebie, śpiew, pisanie, czyli moje dwie pasje, moich przyjaciół, chociaż nie wiem czy mogę niektórych tak nazwać, zaniedbałam plany, zmieniłam się.
Dorosłam?
Czy da się przez rok, a właściwie dwa lata tak bardzo zmienić i jednocześnie zostać tym samym pogubionym człowiekiem?
Dlaczego ja wciąż nie wiem?
Wciąż jestem tą ,,szaloną'' fanką One Direction, a pamiętam jakby to było wczoraj, gdy chwilę po odejściu Zayna na dobre dołączyłam do tego wspaniałego fandomu.
Pamiętam, trochę w mgle, ale czas, gdy pisałam Forever.
Teraz to też inne, nie ma już dla mnie znaczenia, sensu.
Co się zmieniło?
Wciąż trądzik, moje opowiadania nie zasłynęły, prawie nie piszę, prawie nie śpiewam
Wciąż te same problemy.
Czy zrobiłam w ogóle jakiś krok do przodu?
Na pewno, ale wciąż stoję w miejscu.
Jak to w ogóle możliwe?
Co ze mną nie tak?

wtorek, 14 lutego 2017

NIENAWIDZĘ - czyli upadki.



Czasem mam dni, gdy wszystko o czym myślę to, to, czego nienawidzę. Nie oszukując siebie, aktualnie jest tego dosyć dużo. To nie tak, że jestem osobą, pałającą nienawiścią do wszystkiego co tylko się porusza. Jakkolwiek to brzmi, nienawidzę, ale często przez własną siebie, a raczej powiązanie ze mną. Chcecie przykładów? Oczywiście!
Nienawidzę ludzi. Za ocenianie, ranienie, udawanie i zabawę uczuciami innych. Ja także oceniam. Różnica w tym taka, że nie wytykam komuś na siłę jego wad, ciesząc się łzami innych. Nie udaję, że jest mi z tego powodu żal, nie udaje, że jednak nie miałam tego na myśli. Nie bawi mnie sytuacji, gdy sprawiam komuś przykrość Nienawidzę ich także za moje własne starania, które mają gdzieś. Gdy potrafią jednym słowem zniszczyć marzenia. Nienawidzę ich z całego serca za ignorancje. Za momenty płaczu, który widzą wszyscy, lecz nikt nie zwraca na to uwagi. Wiesz co? Nie chodzi mi o wypytywanie, które tylko pogarsza sytuację. Wiesz, zwyczajne przytulenie i wesprzenie pomaga. Lecz ludzie także omijają. Omijają, ignorują, a potem zostawiają.
Kiedyś usłyszałam, że taka jest kolej rzeczy, ludzie nie są idealni, będziesz raniona, będziesz płakać, sama, niezauważona, będziesz także zostawiana, porzuca dla lepszych. Czasem chcę kazać wszystkim i wszystkiemu się pieprzyć, zostawić mnie chociaż na chwilę, przestań sprawiać ból.

 Tak funkcjonuje świat.

Ale wiesz co? Nie chcę, nie mogę i nigdy się z tym nie pogodzę, wiem, perfekcyjnie nie będzie, ale czy zamiast zamykania się w bańce ,,nieperfekcyjności'' nie możemy zacząć działać? Chociaż postarać się coś w tym zmienić? Jedna osoba nie zmieni nic - wiele, może zdziałać dużo.
No, ale to nie takie proste, prawda? To nie tak, że pstrykniesz palcem i bum. Każdy zechce zmiany, jednak ludzie przerażeni tym ile będzie przeciwników, jak można by było zmienić zdania części. No własnie, części.
Jednak nie robimy nic.
Żyjemy tak, jak zawsze. Rutyną i monotonią. Nie zwracamy uwagi na ważniejsze rzeczy, bądź odkładamy je na później... i później... i później...

Ale zeszłam z tematu. To może trochę później. Lęk omówimy kiedy indziej.

Nienawidzę wielu osób, rzeczy, sytuacji, a nawet uczuć. Takich jak, gdy przyłapie się mnie na zawstydzeniu czy gdy płaczę. Nienawidzę jak jestem tak zła, że płaczę. Płaczę zbyt często. Nienawidzę niektórych osób, które nienawidząc mnie, cieszą się z moich porażek. Przecież łzy to trofeum upadku, prawda?
 Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę.
Ale sekunda, co tak naprawdę w ogóle lubię?
Czasem myślę, że takie rzeczy nie istnieją, ale to nie tak, że nie istnieją. Są przysłaniane przez inne uczucia, odczucia, opinię, poglądy. Gubią się gdzieś po drodze, a że szybko zapada wzrok trzeba później szukać tego na oślep.
Co do mnie. Nie innych.
Nienawidzę przede wszystkim tego, czego nie potrafię zmienić. Nie ważne jakbym się starała, nie mogę. Wzrostu, który chętnie bym sobie zmniejszyła, nosa, ud czy nawet stóp, takie głupie szczególiki. Niby nikt nawet nie zwraca na nie uwagi. A no widzisz! Jednak zwraca!
Widziałeś kiedyś osobę, która płacze z powodu jej wyglądu? I co? Zrobiłeś coś? Ominąłeś, bądź wyśmiałeś? Wnikałeś w to dlaczego tak naprawdę płacze? Zgaduję, że nie.
Wciąż pamiętam łzy w moich oczach, gdy okazało się, że mam rozmiar o połowę większy czy, gdy przytyłam trzy kilogramy. Pamiętam wiele rzeczy. To nie tak, że zapominam. Ja po prostu o nich nie wspominam. Płakałam, gdy zobaczyłam jak wyglądają moje uda, gdy usiądę i wstydziłam się własnego wyglądu. Płacz, wydaje się, że robię to niemal na co dzień. Nie robię. Po prostu czasem wszystko mnie przytłacza, zwłaszcza rzeczy, których nie potrafię zmienić.
To właśnie w takich momentach potrzebuje czyjejś obecności, dotyku, słowa. Czegoś co pozwoliłoby mi nie myśleć o własnym ciele niczym o wrogu, obcym ,,czymś'', które tylko utrudnia wiele rzeczy.

Wiesz co?
Jednak oprócz nienawiści ja także tęsknię. Tęsknie za brakiem zmartwień, kompleksów, łez przez takie bzdury. No i osobą, tęsknie za zauważeniem mnie. I cholernym jednym zdaniem, która chociaż nic nie zmienia i tak pomaga:
,,Jestem tutaj''

22:07





WALENTYNKI - najgorsze i najlepsze święto roku.


Jak zapewne wiecie walentynki to najsmutniejsze ,,święto'' singli i (najczęściej) wesołe dla par. Mi mówiąc szczerze do tego roku to chyba wisiało, jeszcze nigdy nie spędziłam walentynek z jakimś chłopakiem. No, nie licząc momentu, gdy dostawałam jakieś czekoladki czy kwiaty od taty, bądź brata. Poza tym co roku spędzałam ten dzień dosyć zwyczajnie. Dostawałam parę walentynek - od koleżanek, nie chłopaków. Jakieś słodycze, które żarłam potem cały dzień, aż do znudzenia. Potem był czas wolny, wszystko co normalnie. Tyle, że w tym roku zamiast posiadać do tego neutralne przeczucia - przyznaję, jest mi z lekka smutno. Przede wszystkim, ponieważ nie ma z nami mojego taty. Wiem, w tym ,,święcie'' chodzi o cieszenie się ze związku, spędzenia czasu z partnerem, bądź partnerką.

U mnie jednak był to także dzień, w którym spędzałam czas z rodziną, która teraz nie jest w komplecie. Zresztą, powinnam być już do tego przyzwyczajona po roku czasu, ale to wciąż boli. Z pewnych powodów nie jest i nie będzie go przy wielu ważnych dla nas momentów, może np. nie przyjechać, na któreś z urodzin, ponieważ praca, by go wzywała. Tęsknię za nim, za dniami, gdy był, wracał do domu - rozmawiał z nami, oglądał telewizję. Gdy mogłam dyskutować z nim po parę godzin, zwierzyć się, przytulić. W takich momentach jednak nie tyle co potrzebuję chłopaka - potrzebuję obecności. Kogoś, w kogo bez problemu bym się wtuliła i mogła bez wstydu się wypłakać.

Smutne jest także to, że teraz, na całym tym cholernym świecie są osoby, które spędzają niezapomniane Walentynki. Ja siedzę, tutaj, na moim obracanym fotelu i piszę ten post.
Może bez powodu - to także możliwe, ale po prostu chcę się komuś wyżalić. No dobra, nikt tego nie czyta, ale co z tego? Nie mogę udać, że się przed kimś otwieram? Chociaż grać, udawać, że ktoś tego słucha i przeżywa ze mną?

Nie mam zielonego pojęcia co teraz zrobić.
Jak co roku - wpieprzyłam w siebie tysiące kalorii.
To chyba nigdy się nie zmieni.

Moja przyjaciółka znalazła chłopaka. No dobra, przez internet, w życiu się nawet nie widzieli, ale widzę w jej oczach to jak szczęśliwa jest kiedy tylko o nim pomyśli. Wysłał jej ,,walentynkę'', czyli jej zdjęcie słabo wklejone na jakieś kolorowe tło w serduszka, ale wiesz co? To ją urzekło. Nie narzeka, a wręcz jest w niebo wzięta i marzy o spotkaniu jego kiedyś w prawdziwym życiu.

Cieszę się jej szczęściem, jestem z niej dumna. No, jednocześnie sama czując się dziwnie samotna.
Nie oszukujmy się, siedzę teraz sama, w ciemnym pokoju przed ekranem laptopa, który i tak jest tutaj najjaśniejszy i piszę... Piszę, chociaż i tak w sumie sensu większego to nie ma, ale piszę, wciąż.

Może zrobię sobie maraton filmów romantycznych? Albo typowych wyciskaczy łez? Mam tyle poduszek, że mogę je uformować przecież na człowiekopodobne coś, no nie? Słodycze już sobie, jednak odpuszczę, co najmniej mnie mdli. Dla romantycznej atmosfery zawsze można zapalić świeczkę, oryginalne to nie jest, ale zawsze coś.

Także powodzenia dla mnie - idę udawać, że te Walentynki spędzam z kimś. Właściwie, spędzam. Ze mną, laptopem i blogiem. Pisząc, wciąż pisząc...


21:34

środa, 11 stycznia 2017

11 STYCZNIA - czyli czas wciąż leci.


Czas leci, przemija, a my nawet nie zauważamy kiedy. W życiu każdy ma przełomowy moment, w którym może zmienić wszystko. Co jeżeli kiedyś go przegapię? Co jeżeli kolejny raz zamknę się w sobie? Czy ludzie, jak wtedy - nie zauważali by tego? Czy płakałabym nocami? Próbowała czegoś, czego nie powinnam?

Serio, pierwsze co teraz przychodzi mi na myśl, aby się opisać to ,,zagubiona''. Po tym jak wczoraj bez problemu dowiedziałam się jak widzą mnie ludzie, a właściwie jedna dokładna osoba - nie wiem nawet co robić. Właściwie, najchętniej bym płakała, ale nie potrafię. Nie ważne jak się staram, to także mi nie idzie.

Od czasu, gdy pozostał mi tydzień do świąt, a ja nie miałam praktycznie niczego przygotowanego ciągle jestem przygnębiona. No dobra, nie ciągle, ale przez większy czas, zwłaszcza, gdy zostaję sama, nie muszę udawać. Mam wtedy więcej czasu na przemyślenia. Teraz muszę wreszcie rozgryźć kim jestem, a podobno wiedziałam. Najwyraźniej już wtedy nie miałam racji. Sylwester w końcu wyszedł mi wspaniale, ale dopiero na końcu pewne osoby mi go uratowały. Co gdyby to się nie stało? Kiedy miałabym właściwie czas, aby się rozerwać? Poczuć szczęśliwą? Wolną?

Boli mnie wiele rzeczy, ale przede wszystkim to, że nie zawsze wszystko idzie z moją myślą. Najgorsze są te starania wraz z ślepą nadzieją na poprawę, To wszystko wraca, często nawet ze zdwojoną siłą. Wiem, że nie będzie tak jak kiedyś. Dużo się zmieniło, sama ja także.Dlaczego nie płaczę? Dlaczego reaguję, tak jak reagowałam wtedy? Co znowu zepsułam? Kiedy to zrobiłam?

Może faktycznie żyję w swoim świecie, jestem samolubna, bez zrozumienia, podczas gdy zawsze sądziłam inaczej. Pieprzona ignorantka, idiotka, gorsza. Oprócz tego pierwszego, to wiedziałam już od dziecka. Niedawno tak pewnie mówiłam ,,nie wrócę do tego''. Pewność znikła, do czegokolwiek. Nie wiem w co mogę wierzyć. Znowu mam ochotę zamknąć się, odciąć od wszystkich. Wiem, że to złe. Brnę w to z tą wiedzą. Cierpię, ale jestem spokojna. W jakąkolwiek stronę idę - zawsze złą. Czasem zastanawiam się czy ta ,,dobra'' strona w ogóle istnieje. Może to zwykły wymysł, jakich wiele.

Teraz nie wiem.
Jestem zwyczajnie
Z A G U B I O N A.

wtorek, 3 stycznia 2017

,,ROK 2017'' - początek odmiany.

Tak właśnie zleciał rok dwutysięczny szesnasty, z chęcią zastąpiony dwutysięcznym siedemnastym. Może to dziwnie zabrzmi, ale ulżyło mi. Ostatni miesiąc tamtego roku był dla mnie przymuszaniem się, smutkiem. Często nawet nie wiedziałam dlaczego miałam tak zjebany humor. Zauważyłam, że nie tylko dla mnie ten rok był taki chujowy. Niektóre directioners żartują nawet, iż jest to przez zapomnienie Harry'ego o ,,It's'' na początku twitta, oznajmiającego o rozpoczęciu się nowego roku.
 To dość śmieszne przypuszczenie, ale kto wie, kto wie. Oczywiście, nie skreślam wszystkiego co zdarzyło się wciągu tego roku. Wręcz przeciwnie, było wiele pozytywnych wspomnień co do niego, takich jak np. dołączenie do zespołu wokalnego. Wystąpiłam na moim pierwszym koncercie. Nie ważne, że byłam właściwie tylko chórkami oraz nie miałam żadnej solówki. To, że jaka pierwsza wychodziłam pokazując nasz zespół. Poprawienie się moich ocen, czy chociażby postęp jeśli chodzi o własną samoocenę, a przede wszystkim koniec tego depresyjnego czasu w moim życiu.
To nie tak, że ten rok był jakoś specjalnie zły. Zwyczajnie nie wyróżniał się, albo to ja nie zauważyłam, aby wyróżniał się czymś specjalnym. Wydaje się być jak za mgłą. Wiem, że jest, ale nie do końca wiem czym tak naprawdę jest.
Co do początku roku dwutysięcznego siedemnastego, bo o tym miał być przecież post, nie było źle. Było wręcz wspaniale, w porównaniu do tego czego się spodziewałam. Teraz także mam bardzo dobry humor, choć był taki moment, w którym musiałam błagać samą siebie, aby się nie rozpłakać. To nie tak, że byłam smutna, no dobrze, może trochę, jednak przede wszystkim przezwyciężył wśród tego gniew. Przegapiliśmy fajerwerki, takie małe nieznaczące bzdety, a tak o to poszło. Zimne ognie się nie rozpaliły, my nie mogłyśmy zobaczyć tych wkurzających, głośnych i wybuchających światełek. Na początek roku krzyczeliśmy chyba najwięcej. Ja, wraz z siostrą zadzwoniłyśmy do rodziców jak to bardzo ,,babcia nam je zjebała''. Byłam załamana tym obrotem spraw. Dlaczego właściwie jestem tak szczęśliwa? Dlatego, bo dopiero potem pewne osoby ,,naprawiły'' nam sylwestra. No dobra, prawie nie spalili nam także drzewa i kawałka trawy, ale to nie jest naprawdę ważne. To było super miłe, chociaż wiem, że gdyby nie moja wspaniała kuzynka spędziłabym sylwestra płacząc. Dlaczego płacząc? Bo miałam z babcią niesamowite sprzeczki, a ja gdy mocniej się zdenerwuje zaczynam płakać.

Tak właśnie rozpoczął nam się rok, początek był dosyć stresujący oraz smutny, jednak dalsza część to wszystko przysłoniła.

Jak będzie dalej? To okaże się z czasem.